ZAGRZMIAŁO, POPADAŁO, WYSZŁO SŁOŃCE... ZACZYNAMY

Fotograf z natury musi być obserwatorem. W czasie reportaży z uroczystości ślubnych z założenia nie ingeruję w przebieg zdarzeń. Przeciwnie, szukam w nich elementów niepowtarzalnych i wyjątkowych, sytuacji które nigdzie więcej się nie zdarzą. Bywa jednak, że rzucam koła ratunkowe, zwłaszcza w sytuacjach pozornie bez wyjścia, na przykład kiedy starsza druhna nie wie jak wpiąć welon. Zdecydowanie wolę jednak być nieabsorbującym tłem zdarzań.

To, że mnie nie widać, wcale nie znaczy że nie widzę, nie zapamiętuję, nie analizuję i nie wyciągam wniosków. I o tym chciałbym pisać na blogu. O tym co ważne i co zupełnie nieistotne. O tym co widać tylko z dystansu jaki daje przeżywanie kilku ślubów miesięcznie, często od deski do deski, od momentu gdy makijaż powstaje, do czasu gdy prawie go już nie ma. Będzie to bardzo subiektywne spojrzenie, z zza stołu stojącego na czwartym pietrze wieżowca z wielkiej płyty, na zielonym osiedlu w trochę zaściankowym Lublinie. Będzie o kształtach, kolorach, kompozycji, prędkościach, wielkościach i smaku. O nadmiarze i braku. A do tego wszystkiego, żeby się za bardzo nie mądrzyć, będę zapraszał do dyskusji Was, a także wywołam do tablicy niekwestionowanych ekspertów w poruszanych tematach. A że każdy ma trochę inny punkt widzenia- będzie się działo!

CLOSE MENU